czwartek, 15 maja 2014

Ciekawy początek nowej dekady

Kiedy w 2001 roku udało mi się zdać maturę co nie było takie pewne, bo przygotowywałem się sam, zaraz po tym rozpocząłem studia. W tym okresie priorytetem było utrzymanie pracy, bo studia zaoczne trochę kosztowały. Ogólnie to nie był łatwy okres, ponieważ mówiąc kolokwialnie w gospodarce "siadła" koniunktura. W firmie w której pracowałem było podobnie, znacznie spadły obroty z kontrahentami, cały czas słyszeliśmy o oszczędnościach, co jakiś okres czasu dochodziło do zwolnień w naszym, albo w innym dziale.
Jako pracownik z małym stażem starałem się robić swoje, żeby tylko utrzymać pracę i w ten sposób móc pokrywać wszelkie koszty życia z kosztami studiów włącznie.
Sytuacja wtedy była naprawdę trudna i w pewnym momencie dochodziło do absurdów. Kiedyś jeden z pracowników czując w firmie niepewną atmosferę zwrócił się z prośbą do kierownictwa o obniżenie pensji, żeby tyko utrzymać pracę. Ponieważ nasze pensje nie były wygórowane, a o średniej krajowej mogliśmy sobie pomarzyć spotkał się z odmową, ale pracował dalej na tej samej stawce. 
W roku 2002 sytuacja zaczęła się uspokajać, choć w gospodarce wielkiego ożywienia nie było. Sam fakt, że w tym roku aż ośmiokrotnie obniżano stopy procentowe świadczy o problemach ze wzbudzeniem koniunktury. 
Ten rok od strony inwestycji był dla mnie dość istotny za sprawą nabytku w postaci komputera klasy PC i dostępu do internetu. Od razy zmieniłem opcje składania zleceń na rachunku maklerskim. O ile na początku zlecenia składałem osobiście meldując się w biurze maklerskim często stojąc w kolejce, to potem składałem je telefonicznie. Teraz mając dostęp do sieci mogłem robić to zza klawiatury. Inną ciekawą sprawą był dostęp do informacji które do tej pory dostępne były tylko w gazetach. Różne serwisy, wykresy, analizy, fora inwestycyjne były czymś co stało się w zasięgu ręki niemal o każdej porze.

Mając pewne środki finansowe na rachunku maklerskim i korzystając ze zdobyczy internetu próbowałem inwestować je w poszczególne spółki, miałem akcje spółek których nie sposób teraz wyliczyć. Wydaje mi się że popełniałem te same błędy co na początku mojego inwestowania skacząc od spółki do spółki, a nie widząc korzyści w krótkim terminie kupowałem je i sprzedawałem.
Wtedy wybierając inwestycje próbowałem kierować się intuicją i wybierałem spółki które próbowały akuratnie obrać ścieżkę wzrostu, czasem wspierałem się prostymi sygnałami analizy technicznej. Miałem najczęściej nie więcej niż 3 spółki, a były to raz akcje banków (Handlowy, PBK), innym razem akcje spółek o których było najzwyczajniej głośno (np.Universal, Elektrim) . Jeszcze kiedy indziej kupowałem akcje które chwilowo próbowały wybić się ze swoich horyzontalnych kanałów trendowych (Grupa Onet, Hutmen, czy Impexmetal)

W mojej opinii takie poczynania wynikały z nieświadomości aktualnej fazy cyklu koniunkturalnego, rynek akcji w perspektywie długoterminowej był spadkowy, a korekty wzrostowe dawały nadzieję na zarobek i zachęcały do "łapania górek i dołków" przez inwestorów próbujących coś ugrać. Kiedy po latach sięgnąłem po książkę "Wspomnienia gracza Giełdowego"  Edvina Lefevra:


Wspomnienia gracza giełdowego. Wydanie z komentarzem


wiedziałem co wtedy robiłem nie tak. Mimo, że z bohaterem książki (Jesse Livermoore) w wielu kwestiach nie zgadzam się, to jego cytaty  uważam za świetne i doskonale pasujące do moich dotychczasowych poczynań:

"Nie bierz pod uwagę zewnętrznych prognoz, nie ważne skąd by nie pochodziły. Nie łap szczytów i dołków, to zajęcie dla głupców. Ogranicz liczbę posiadanych akcji do liczby którą będziesz w stanie kontrolować. Ciężko śledzić wiele akcji naraz"

"Pamiętaj rynek jest stworzony, by robić w konia większość ludzi przez większość czasu"

"Potrzeba nieustannej aktywności niezależnie od warunków otoczenia rynku jest czynnikiem odpowiedzialnym za wiele strat na giełdzie, nawet wśród profesjonalistów którzy dają sobie sprawę, że codziennie muszą zarobić trochę pieniędzy, gdyż czynsz niestety trzeba opłacać regularnie, a nie tylko w czasie hossy"

Zgadzam się z opinią niektórych, że inwestycji na giełdzie nie można się nauczyć, giełdę trzeba przeżyć, wtedy dopiero można zrozumieć coś, co wydaje się niezrozumiałe. Bardzo cenię sobie biografie ludzi rynku którzy coś przeżyli i odnieśli sukces, z ich relacji można się naprawdę wiele nauczyć i są one wiarygodne. Ich przesłaniem nie jest żadna nauka, czy instruowanie kogoś, tylko prezentacja określonego stylu inwestowania. 
Taką kopalnią wiedzy może być chociażby biografia Jessego Livermoora w książce "Wspomnienia Gracza Giełdowego".. Ten inwestor który dziś na giełdzie obracałby pewnie miliardami dolarów ma do przekazania wiele ciekawych informacji i spostrzeżeń, a jego cytaty to juz klasyka ...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


www.maklerska.pl