wtorek, 3 czerwca 2014

W poszukiwaniu "złotego strzału"

Jak sądzę każdy inwestor, który ma jakieś doświadczenie giełdowe może wskazać spółkę która dała mu w określonym czasie wiele radości. Prawdopodobieństwo tak zwanego  "złotego strzału" z powodów oczywistych jest większe w czasie silnej hossy, niż wtedy gdy rynek jest w bessie, czy w trendzie bocznym. W czasie hossy internetowej bez wątpienia taką inwestycją był dla mnie Optimus i sam fakt, że na początku nowego rynku byka miałem go w portfelu świadczy o tym, że do spółki miałem prawdziwy sentyment.
Pewnie miało  by to sens gdyby spółka została mocno przeceniona, a jej mocne fundamenty pozwoliłyby sądzić, że w przyszłości wróci na ścieżkę wzrostów... 
Akurat w przypadku Optimusa tak się nie stało, spółka powoli staczała się na dno mimo, że była hossa. Pod koniec działalności prawdopodobnie doszło w Optimusie do kolizji z prawem, a 30 października 2006 roku funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego zatrzymali jej prezesa. Wiele szumu zrobiło się wokół spółki i mimo wszystko postanowiłem ją już sobie odpuścić, ponieważ wiele komunikatów było dla przeciętnego inwestora nieczytelnych, a jak się później okazało w Optimusie dochodziło do wewnętrznych walk miedzy dużymi akcjonariuszami. 
Znający historię spółki wiedzą, że po jej przekształceniach powstała spółka CD Projekt RED, która do tej pory święci triumfy w branży gier komputerowych, ale akurat ta spółka mimo, że jest z branży high-tech nigdy nie znalazła się w kręgu moich zainteresowań.

Logo CD Projekt RED

Pod koniec września 2003 roku moja uwaga została zwrócona na spółkę MCI. Główną tego przyczyną był wzrost w przeciągu bardzo krótkiego okresu czasu o 200%. To ciekawe, ale po tak silnym wzroście zdecydowałem się na kupno tych walorów, najpierw kilkaset akcji po 0,90 zł, a trzy miesiące potem na początku roku 2004, po kolejnych wzrostach dokupiłem następny pakiet po 1,34. Środki na zakup MCI niestety już nieco uszczuplone miałem między innymi ze sprzedaży Optimusa i innych spółek, o których wspominałem wcześniej.
Rozwój ciekawych wydarzeń na spółce, o których napiszę później pozwala zakwalifikować ją do moich złotych strzałów, zresztą spółka ta w pewien sposób zdominuje nieco charakter bloga, ale wszystko w swoim czasie ...


sobota, 24 maja 2014

Na fali nowego trendu

Kiedy po wielotygodniowych obserwacjach stwierdziłem że rynek wybił się z marazmu postanowiłem zadziałać i zbudować portfel akcji. Pierwsze akcje w 2003 roku kupowałem we wrześniu, a był to niewielki pakiet  KGHM. Następnie portfel uzupełniłem akcjami ASSECO, GETINU, i PKN Orlen. 
Za resztę gotówki dokupiłem akcje Elektrimu uchodzącego za "cesarza spekulacji" i trochę Stalexportu. Cały czas moja taktyka polegała na grze w krótkim terminie tzn. jak najszybszym zainkasowaniu zysku z pojedyńczej transakcji. 

Jak analizuję teraz historię zleceń widzę, że emocje znowu wtedy wzięły górę i ekscytacja wynikająca ze wzrostów doprowadziła do zakupów w/w spółek na lokalnych górkach. 
Ciekawe w tym temacie są statystyki, które mówią że w czasie "rynku byka" zarabia tylko około 30% inwestorów, reszta niestety traci. Już sama tego świadomość powinna być bodźcem do zastosowania odpowiedniej strategii w czasie gdy rynek jest wzrostowy. Jest to bowiem "czas żniw" i tylko od samego inwestora zależy, czy zbiory będą dobre, czy niekoniecznie. Na chwilę obecną (choć to może się zmienić) cykliczność rynków jest fundamentem moich inwestycji, choć wtedy w drugiej połowie 2003 roku nie zdawałem sobie z tego sprawy. 

W moim przypadku przełom dokonał się parę miesięcy później, gdy trend wzrostowy trwał w najlepsze, a moje pierwsze inwestycje nie przynosiły zamierzonych efektów. Zauważyłem jeden ciekawy mechanizm działający na przestrzeni trwającego rynku hossy.  Otóż w początkowej jej fazie inwestorzy są spekulantami, gdyż pamiętają poprzednią fazę rynku (bessę, lub trend horyzontalny) są najczęściej nieufni i cieszą się małymi zyskami, nie doceniają siły trendu i często pozbawiają się tym samym sporych zarobków. W ten właśnie sposób łamana jest jedna z podstawowych zasad inwestowania:

   Trend is your friend


Gdy taki rynek utrzymuje się dłużej ich nieufność jest coraz mniejsza, nabierają pewności siebie, często zatraca się krytyczny osąd  pod koniec rynku byka i spekulant staje się inwestorem długoterminowym. Jak się potem okazało mechanizm taki zadziałał również w moim przypadku ...


poniedziałek, 19 maja 2014

Dynamiczny początek nowej hossy

Mając świeżo w pamięci hossę internetową zastanawiałem się, czy na giełdzie jeszcze kiedyś wydarzy się zjawisko o podobnej skali ? Widząc jak spółki osiągają coraz to nowe minima kursowe i próbując "ustrzelić" coś na podobieństwo Optimusa jak pisałem w poprzednim poście starałem się łapać górki i dołki na różnych spółkach. 
Ostatecznie skapitulowałem około początku 2002 roku widząc, że ta strategia nie przynosi efektu i mój rachunek inwestycyjny przeszedł w fazę "uśpienia" ...
Moje zainteresowanie giełdą spadło wtedy do minimum, problem był chociażby z czasem, który przeznaczałem wtedy na studiowanie, a że jednocześnie pracowałem nie miałem go za wiele. 
Jeżeli już był jakiś czas na relaks nie odmawiałem sobie udziału ze znajomymi w grach sieciowych i choć był to epizod (całe szczęście) to jeżeli ktoś pamięta z tamtych czasów sieciówkę "Unreal", to wie o czym piszę :)

Kiedy latem 2003 przeglądałem sobie serwisy giełdowe w internecie, jak to robiłem co jakiś czas dla chociażby samego "sportu" zauważyłem zwyżkę notowań większości spółek i nie wyglądało to raczej na korektę wzrostową, a na coś większego. Wtedy, nie zdając sobie z tego sprawy byłem świadkiem narodzin nowego trendu, który potem zagościł na giełdzie na kilka lat, nadszedł czas hossy ...
Na koniec roku 2003 stopy zwrotu z akcji były bardzo satysfakcjonujące dla inwestorów, indeks WIG wzrósł o 45%, a WIRR (wtedy indeks małych spółek) aż o 100%, co było wynikiem dość spektakularnym. W końcu po głębokiej dekoniunkturze rósł przemysł razem wzięty i tak obserwując wskaźnik C/WK w porównaniu do roku 2002 wzrósł z 1.05 do 1,81. Brylował tu przemysł lekki, gdzie wskaźnik ten wzrósł z 0,27 do 1,37. Aż 70 spółek z około 200 osiągnęło stopę zwrotu ponad 100%, co świadczyło o sile rynku, a inwestorzy mogli wtedy naprawdę w czym wybierać ... w przeciągu dosłownie kilku miesięcy giełda została zdominowana przez byki.



czwartek, 15 maja 2014

Ciekawy początek nowej dekady

Kiedy w 2001 roku udało mi się zdać maturę co nie było takie pewne, bo przygotowywałem się sam, zaraz po tym rozpocząłem studia. W tym okresie priorytetem było utrzymanie pracy, bo studia zaoczne trochę kosztowały. Ogólnie to nie był łatwy okres, ponieważ mówiąc kolokwialnie w gospodarce "siadła" koniunktura. W firmie w której pracowałem było podobnie, znacznie spadły obroty z kontrahentami, cały czas słyszeliśmy o oszczędnościach, co jakiś okres czasu dochodziło do zwolnień w naszym, albo w innym dziale.
Jako pracownik z małym stażem starałem się robić swoje, żeby tylko utrzymać pracę i w ten sposób móc pokrywać wszelkie koszty życia z kosztami studiów włącznie.
Sytuacja wtedy była naprawdę trudna i w pewnym momencie dochodziło do absurdów. Kiedyś jeden z pracowników czując w firmie niepewną atmosferę zwrócił się z prośbą do kierownictwa o obniżenie pensji, żeby tyko utrzymać pracę. Ponieważ nasze pensje nie były wygórowane, a o średniej krajowej mogliśmy sobie pomarzyć spotkał się z odmową, ale pracował dalej na tej samej stawce. 
W roku 2002 sytuacja zaczęła się uspokajać, choć w gospodarce wielkiego ożywienia nie było. Sam fakt, że w tym roku aż ośmiokrotnie obniżano stopy procentowe świadczy o problemach ze wzbudzeniem koniunktury. 
Ten rok od strony inwestycji był dla mnie dość istotny za sprawą nabytku w postaci komputera klasy PC i dostępu do internetu. Od razy zmieniłem opcje składania zleceń na rachunku maklerskim. O ile na początku zlecenia składałem osobiście meldując się w biurze maklerskim często stojąc w kolejce, to potem składałem je telefonicznie. Teraz mając dostęp do sieci mogłem robić to zza klawiatury. Inną ciekawą sprawą był dostęp do informacji które do tej pory dostępne były tylko w gazetach. Różne serwisy, wykresy, analizy, fora inwestycyjne były czymś co stało się w zasięgu ręki niemal o każdej porze.

Mając pewne środki finansowe na rachunku maklerskim i korzystając ze zdobyczy internetu próbowałem inwestować je w poszczególne spółki, miałem akcje spółek których nie sposób teraz wyliczyć. Wydaje mi się że popełniałem te same błędy co na początku mojego inwestowania skacząc od spółki do spółki, a nie widząc korzyści w krótkim terminie kupowałem je i sprzedawałem.
Wtedy wybierając inwestycje próbowałem kierować się intuicją i wybierałem spółki które próbowały akuratnie obrać ścieżkę wzrostu, czasem wspierałem się prostymi sygnałami analizy technicznej. Miałem najczęściej nie więcej niż 3 spółki, a były to raz akcje banków (Handlowy, PBK), innym razem akcje spółek o których było najzwyczajniej głośno (np.Universal, Elektrim) . Jeszcze kiedy indziej kupowałem akcje które chwilowo próbowały wybić się ze swoich horyzontalnych kanałów trendowych (Grupa Onet, Hutmen, czy Impexmetal)

W mojej opinii takie poczynania wynikały z nieświadomości aktualnej fazy cyklu koniunkturalnego, rynek akcji w perspektywie długoterminowej był spadkowy, a korekty wzrostowe dawały nadzieję na zarobek i zachęcały do "łapania górek i dołków" przez inwestorów próbujących coś ugrać. Kiedy po latach sięgnąłem po książkę "Wspomnienia gracza Giełdowego"  Edvina Lefevra:


Wspomnienia gracza giełdowego. Wydanie z komentarzem


wiedziałem co wtedy robiłem nie tak. Mimo, że z bohaterem książki (Jesse Livermoore) w wielu kwestiach nie zgadzam się, to jego cytaty  uważam za świetne i doskonale pasujące do moich dotychczasowych poczynań:

"Nie bierz pod uwagę zewnętrznych prognoz, nie ważne skąd by nie pochodziły. Nie łap szczytów i dołków, to zajęcie dla głupców. Ogranicz liczbę posiadanych akcji do liczby którą będziesz w stanie kontrolować. Ciężko śledzić wiele akcji naraz"

"Pamiętaj rynek jest stworzony, by robić w konia większość ludzi przez większość czasu"

"Potrzeba nieustannej aktywności niezależnie od warunków otoczenia rynku jest czynnikiem odpowiedzialnym za wiele strat na giełdzie, nawet wśród profesjonalistów którzy dają sobie sprawę, że codziennie muszą zarobić trochę pieniędzy, gdyż czynsz niestety trzeba opłacać regularnie, a nie tylko w czasie hossy"

Zgadzam się z opinią niektórych, że inwestycji na giełdzie nie można się nauczyć, giełdę trzeba przeżyć, wtedy dopiero można zrozumieć coś, co wydaje się niezrozumiałe. Bardzo cenię sobie biografie ludzi rynku którzy coś przeżyli i odnieśli sukces, z ich relacji można się naprawdę wiele nauczyć i są one wiarygodne. Ich przesłaniem nie jest żadna nauka, czy instruowanie kogoś, tylko prezentacja określonego stylu inwestowania. 
Taką kopalnią wiedzy może być chociażby biografia Jessego Livermoora w książce "Wspomnienia Gracza Giełdowego".. Ten inwestor który dziś na giełdzie obracałby pewnie miliardami dolarów ma do przekazania wiele ciekawych informacji i spostrzeżeń, a jego cytaty to juz klasyka ...


niedziela, 11 maja 2014

Pierwsze podsumowania i analizy

Po pęknięciu bańki internetowej w 2000 roku mój staż na giełdzie wynosił 3 lata i wydawało mi się to już bardzo długo, Teraz wiem z perspektywy czasu, że było to błędne przeświadczenie. Nie mniej jednak wtedy pokusiłem się o parę cennych wniosków, które miały pomóc mi w procesie inwestowania. 
Dodam tylko, że inwestując poznawałem nie tylko samą giełdę, ale głównie siebie i zacząłem obserwować swoje poczynania z "pozycji świadka". Tak postawa sądzę, że pozwala na kontrolowanie swoich emocji, ale też na nabranie odpowiedniego dystansu i chłodnej analizy sytuacji. Główne wnioski jakie wtedy nasuwały mi się były mniej więcej takie:

- wcześniej byłem posiadaczem lokat bankowych na których systematycznie dopisywano procenty, nie mogłem tego samego powiedzieć o akcjach, gdzie kursy większości z nich są bardzo niestabilne i w krótkim terminie wręcz nieprzewidywalne.

- jeżeli kurs akcji spółki X rośnie, lub spada to jest to czymś spowodowane, dlatego istotne jest znalezienie czynników odpowiedzialnych za taki stan rzeczy.

- jeżeli spółka którą posiadam spada do pewnego poziomu którego nie jestem w stanie zaakceptować najlepiej możliwie szybko wyjść z inwestycji (ciąć straty). Z tym wiem że miałem problem, no cóż fajnie jest mieć rację, ale nie zawsze tak jest ...

- jeżeli spółka którą posiadam rośnie muszę mieć świadomość, że nie będzie rosła wiecznie i trzeba opracować jakiś plan wyjścia z inwestycji inkasując maksymalny zysk. (wtedy nie miałem jeszcze takiego planu).

- co jakiś okres czasu na giełdzie występuje prawdziwe szaleństwo, raz kursy akcji rosną do absurdalnych poziomów, innym razem są nieprzyzwoicie tanie. Identyfikacja tych okresów to najlepszy czas na zajęcie,  albo opuszczenie rynku. 

- przesadna aktywność na rynku tzn. częste kupowanie i sprzedawanie akcji prowadzi donikąd. To czysta spekulacja poparta nierzadko subiektywnymi przesłankami. W moim przypadku raczej takie działanie wpływało na uszczuplenie, niż wzrost portfela.

- naprawdę duże stopy zwrotu osiągałem jak potrafiłem trzymać akcje w dłuższym terminie (akcje Optimusa trzymałem przez 1,5 roku)

- inwestowanie, czy spekulacja na giełdzie jest sprawą czysto subiektywną, nikt nie może narzucać nikomu własnego stylu. Warto mimo wszystko poznać wiele strategii dla stworzenia tej jednej unikalnej skrojonej "pod siebie" 

- nigdy nie można o sobie powiedzieć, że wie się wszystko, pokora to jeden z kluczowych czynników w procesie inwestowania, pewność siebie prędzej, czy później prowadzi do porażki

- cały czas trzeba wzbogacać swój warsztat narzędzi inwestycyjnych poprzez analizowanie rynku, czytanie literatury giełdowej, biografii sławnych ludzi rynku, opinii niektórych analityków, analizy wskaźników, wykresów.

- do dostępnych informacji trzeba podchodzić krytycznie, naprawdę cenne informacje raczej nie będą dostępne dla przeciętnego inwestora, dlatego istotne jest czytanie między wierszami.

Mimo że potrafiłem już wtedy wyciągać bardzo proste wnioski, mój stopień zaangażowania na rynku znacznie spadł, co było spowodowane między innymi nauką do matury, a potem rozpoczęciem studiów połączonych z pracą zawodową. 

czwartek, 8 maja 2014

Doświadczenie bańki internetowej

To już 14 lat minęło odkąd byłem świadkiem pierwszej bańki na giełdzie (ale ten czas leci). Bańka ta została nazwana mianem internetowej, a ja byłem jej bezpośrednim uczestnikiem poprzez posiadanie w tym czasie akcji Optimusa, a później Agory. Szkoda, że wtedy nie prowadziłem dzienniczka zdarzeń, byłby tam pewnie ciekawy materiał analityczny odnoszący się do subiektywnych emocji i podejścia do inwestycji ...
O ile na świecie, szczególnie w USA cały proces gwałtownie zaczął się rozwijać w 1995 roku co widać  doskonale na długoterminowym wykresie Nasdaq, to u nas było to znacznie później, chociażby z tego względu że na giełdzie  nie było wiele spółek nowej gospodarki.



Osobiście poza Optimusem którego byłem wtedy szczęśliwym posiadaczem kojarzę jeszcze Agorę, której miałem wtedy mały pakiecik akcji, spółkę 7bulls (spółka istnieje, ale wycofano ją z GPW). W tamtych czasach wystarczyło tylko, że jakaś spółka ogłosiła że wchodzi w branżę informatyczną i to było wystarczającym bodźcem do dynamicznego wzrostu jej notowań.
Dowodem tutaj są akcje Optimusa, którego wzrost był wręcz imponujący !! Kurs min. z 1999 roku na poziomie około 33 zł wzrósł do poziomu 377zł rok później. Gdybym wtedy sprzedał te akcje uzyskałbym bajeczną wręcz stopę zwrotu z zainwestowanego kapitału na poziomie około 850%.
Powodem ówczesnej "internetowej gorączki" na przykład w USA była premiera przeglądarki Netscape i możliwość przeglądania internetu, a potem  Windowsa 95 z przeglądarką Internet Explorer. Nie bez znaczenia były również niskie stopy procentowe i konieczność szukania branż, w których byłaby możliwość pomnożenia kapitału. Takie możliwości dawał internet, gdzie można było zdobyć środki przedstawiając swoją nie zawsze perspektywiczną koncepcję biznesu.

I tak technologiczny indeks  Nasdaq osiągnął rekordową wartość w marcu 2001, a było to ponad 5100 punktów i jak do tej pory nie pobił tego poziomu.


W Polsce z kolei swoje najlepsze czasy miał indeks nowych technologi TechWiG, który tylko w styczniu 2000 roku wzrósł o 22%, a w lutym osiągając szczyt było to 77%. Potem było już tylko gorzej i z miesiąca na miesiąc indeksy traciły na wartości, a  ludzie widząc spadki tracili wiarę w spółki "nowej gospodarki".
Wiele firm wtedy poupadało nie realizując założeń z przedstawionych biznesplanów, ale te które przetrwały  ciężki okres po pęknięciu bańki internetowej dziś należą do potentatów i wciąż się doskonale rozwijają (Google, eBay, Amazon).
Teraz z perspektywy czasu wszystko wydaje się proste, ale wtedy miałem na ten temat inne zdanie. Byłem częścią tłumu który cechował wielki entuzjazm do zachodzących zmian. Mając akcje spółki z branży cieszyłem się kiedy mogłem w tych zmianach uczestniczyć, choćby przez wzrost wartości posiadanych akcji. Jednak moment kiedy czar prysł, był dla mnie momentem uśpienia i kiedy spółka zaczęła tracić na wartości ignorowałem istotne rynkowe sygnały o których wtedy nie miałem zielonego pojęcia. Moment zwątpienia przyszedł kiedy kurs akcji Optimusa z ceny max 377zł zapikował do poziomu poniżej 100zł.
Wtedy wyszedłem z rynku i mimo, że transakcja w sumie okazała się zyskowną nie do końca byłem z niej zadowolony tracąc możliwość większego zysku.

Przykład Optimusa był bardzo ciekawym doświadczeniem, mimo że nie było ono kosztowne od strony finansowej, to był to dla mnie prawdziwy test i to przez duże T.

wtorek, 6 maja 2014

Pierwsza inwestycja na długi termin ...

Kiedy pod koniec 1998 roku straciłem pracę i rozglądałem się za nową miałem sporo czasu i mogłem bardziej przyjrzeć się rynkowi akcji. W tym czasie szukając nowej posady na etacie od czasu do czasu przeglądałem gazetę Parkiet, gdzie coraz więcej było artykułów promujących branżę informatyczną i internetową. Doskonale pamiętałem lidera wzrostów z roku 1995 jakim była spółka Computerland (obecnie Sygnity), która wówczas dała jednoroczną stopę zwrotu z akcji w wysokości niecałe 400%.
Mając trochę wolnych środków postanowiłem znowu wejść na rynek i mój wybór padł na firmę OPTIMUS.

Kto interesował się rynkiem komputerów w Polsce wie, że w latach 90-tych spółka ta  była jednym z większych producentów pecetów w Polsce, laptopów, potem kas fiskalnych i wreszcie była twórcą wiodącego portalu internetowego Onet.pl. 
Za jedną akcję Optimusa, a było to w styczniu 1999 roku zapłaciłem około 40zł. i spokojnie czekałem na rozwój sytuacji ... nie minęło dwa może trzy tygodnie i kurs zaczął dynamicznie piąć się do góry. Kiedy na rachunku z akcjami Optimusa pokazał się pokaźny zysk zacząłem się zastanawiać kiedy go zrealizować i pierwszy poziom jak sobie założyłem to 100%, zatem chciałem podwoić kapitał. 
Chciałem wykorzystać swoje dotychczasowe doświadczenia z akcjami spółki Ocean i ŁdaSA (tych spółek już nie ma), gdzie po udanej spekulacji zwrot z inwestycji sięgał grubo ponad 100%. Tak się jednak nie stało i mając akcje Optimusa, które zyskiwały już u mnie grubo ponad 100% sytuację obserwowałem dalej ...




www.maklerska.pl